
Masowe zwolnienia Stellantis wywołały falę oburzenia w branży motoryzacyjnej. W ramach jednego dnia pracy zdalnej, firma ogłosiła wypowiedzenia dla około 400 pracowników. Choć początkowo mieli uczestniczyć w „ważnych spotkaniach operacyjnych”, zamiast tego otrzymali informację o utracie pracy – wszystko przez wideokonferencję.

Masowe zwolnienia Stellantis
Stellantis, koncern powstały z połączenia Fiat Chrysler Automobiles (FCA) oraz Groupe PSA (właściciela marek takich jak Opel i Peugeot), zdecydował się na nietypową formę zwolnień. Pracownicy zostali poinformowani, że następnego dnia obowiązuje ich praca zdalna z powodu ważnych spotkań operacyjnych. Jednak to, co miało być rutynowym dniem home office, okazało się zaskoczeniem – pracownicy zamiast omawiać sprawy firmowe, usłyszeli wypowiedzenia.
Przeczytaj także: Koniec z karbonem w samochodach. UE wprowadza zakaz
Według informacji podanych przez magazyn Fortune, około 400 osób zostało jednocześnie zwolnionych w ramach spotkań online.
Firma tłumaczy masowe zwolnienia Stellantis
W oświadczeniu dla Wall Street Journal, firma Stellantis przekazała, że wszystkim zwolnionym pracownikom zapewnione zostanie odprawowe oraz wsparcie w procesie przejściowym. Firma uzasadnia decyzję koniecznością „utrzymania kluczowych kompetencji” potrzebnych do rozwoju produkcji pojazdów elektrycznych.
Sprawdź: Te marki samochodowe odmawiają produkcji aut elektrycznych i biją rekordy sprzedaży
Masowe zwolnienia Stellantis mają na celu restrukturyzację i optymalizację zespołów, ale wywołały poważne wątpliwości co do sposobu komunikacji i etyki firmy.
Home office wciąż kością niezgody
Decyzja Stellantis wpisuje się w szerszy trend związany z powrotem firm do modelu pracy stacjonarnej. Coraz więcej pracodawców wycofuje się z pracy zdalnej, spotykając się z oporem pracowników. W niektórych przypadkach, jak pokazują inne doniesienia medialne, aż 25% zatrudnionych rezygnuje z pracy po zniesieniu home office, a nawet dochodzi do strajków i wewnętrznych buntów.